fayettem aż do hotelu przy Operze. Powiadam tobie cud, nie miasto! No, a jak zobaczysz Elizejskie pole, a potem między Sekwaną i Rivoli... Eh! ja tobie mówię, cud nie miasto... Kobiety tylko trochę zanadto wypychają się. Ale tu inszy smak.. Na wszelki sposób cieszę się, żeś przyjechał; pięćdziesiąt albo i więcej tysięcy rubli, to nie nic... Ot widzisz, opera, a ot bulwar Kapucyński, a ot nasza chata...
Wokulski spostrzega ogromny pięciopiętrowy gmach, formy klinowatej, na wysokości drugiego piętra otoczony żelazną balustradą, przy szerokiej ulicy, wysadzonej niezbyt staremi drzewami, pełnej omnibusów, powozów, ludzi konnych i pieszych. Ruch jest tak wielki, jakgdyby conajmniej połowa Warszawy biegła na zobaczenie jakiegoś wypadku; ulica jest tak gładka jak posadzka. Widzi, że jest w samym środku Paryża, lecz nie doznaje ani wzruszenia, ani ciekawości. Nic go nie obchodzi.
Powóz wjeżdża we wspaniałą bramę, lokaj otwiera drzwiczki, wysiadają. Suzin bierze Wokulskiego pod rękę i prowadzi do małego pokoiku, który pochwili zaczyna wznosić się w górę.
— A ot winda — mówi Suzin. — Ja mam tu dwa mieszkania. Jedno na pierwszem piętrze za sto franków dziennie, drugie na trzeciem za 10 franków. I dla ciebie wziąłem za 10 franków. Trudna rada — wystawa!...
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom2.djvu/272
Ta strona została uwierzytelniona.