kupię trochę galanteryi paryskich, a może być kilkanaście statków kupieckich. Ja po francusku ani wząb i po niemiecku też, więc trzeba mi człowieka takiego jak ty...
— Nie znam się na statkach.
— Bądź spokojny. Znajdziem tu inżynierów kolejowych i morskich i wojskowych... Mnie nie o nich chodzi, ale o człowieka, któryby gadał za mnie — dla mnie. Zresztą, mówię tobie, jak zejdziemy tam nadół, miej ty dwie pary oczów i dwie pary uszów; ale jak wyjdziemy ztamtąd, nie miej ty nawet pamięci. Ty to potrafisz, Stanisławie Piotrowiczu, a o resztę nie pytaj się. Ja zarobię dziesięć procent, tobie dam dziesięć procent od mego zarobku i sprawa skończona. A na coto, dla kogo i przeciw komu — nie pytaj.
Wokulski milczał.
— O czwartej przyjdą do mnie fabrykanci amerykańscy i francuscy. Możesz zejść? — spytał Suzin.
— Dobrze.
— A teraz przejedziesz się po mieście?
— Nie. Teraz pójdę spać.
— No, to i dobrze. Chodźże do twego mieszkania.
Opuścili numer Suzina i o kilkanaście kroków dalej weszli do podobnego zupełnie saloniku; Wokulski rzucił się na łóżko, Suzin wyszedł na palcach i zamknął drzwi.
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom2.djvu/274
Ta strona została uwierzytelniona.