— Niech pan raczy zostawić swój adres — odpowiedział Wokulski.
— Władam czterema językami, mam znajomości w świecie artystycznym, literackim, naukowym i przemysłowym...
— W tej chwili nie mogę panu dać odpowiedzi — przerwał Wokulski.
— Mam zgłosić się, czy czekać na pańskie wezwanie? — spytał gość.
— Tak, odpowiem panu listownie.
— Polecam się pamięci — odparł gość. Wstał z krzesła i ukłoniwszy się, wyszedł.
Lokaj przyniósł drugi bilet i niebawem ukazał się drugi gość. Byłto człowiek pulchny i rumiany i wyglądał na właściciela sklepu bławatnego. Kłaniał się na całej przestrzeni ode drzwi do stołu.
— Co pan każe? — spytał Wokulski.
— Jakto, nie odgadł pan, przeczytawszy nazwisko Escabeau?... Hanibal Escabeau?... — zdziwił się przybyły. — Karabin Escabeau daje 17 strzałów na minutę; ten zaś, który będę miał honor zaprezentować panu, wyrzuca 30 kul...
Wokulski miał tak zdziwioną minę, że Hanibal Escabeau sam począł się dziwić.
— Sądzę, że nie omyliłem się? — spytał gość.
— Omylił się pan — odparł Wokulski. — Jestem kupcem galanteryjnym i karabiny nic mnie nie obchodzą.
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom2.djvu/289
Ta strona została uwierzytelniona.