tać? nie. Może rozmawiać? Już mam dosyć tej rozmowy...“ Ludzie obrzydli mu; najmniej wstrętnymi byli ci chorzy na manią wynalazków i ten Jumart ze swoją klasyfikacyą człowieczego gatunku.
Nie miał odwagi wracać do swego numeru z wielkiem lustrem; cóż mu więc pozostało, jeżeli nie oglądanie paryskich osobliwości. Kazał zaprowadzić się do sali jadalnej Grand Hôtel. Wszystko tu pyszne i ogromne, począwszy od ścian, sufitu i okien, skończywszy na liczbie i długości stołów. Ale Wokulski nie przypatrywał się; utkwił oczy w jednym z olbrzymich złoconych pająków i myślał:
„Kiedy ona dosiągnie wieku baronowej... ona, przywykła do wydawania dziesiątków tysięcy rubli rocznie, kto wie, czy nie pójdzie też drogami baronowej?... Przecie i ta kobieta była młodą i za nią mógł szaleć taki waryat, jak ja i ona nie pytała, zkąd się biorą pieniądze... Dziś już wie zkąd: z handlu tajemnicami!... Przeklęta sfera, która hoduje takie piękne i takie, kobiety...“
W sali było mu ciasno, więc wybiegł przed hotel, utopić się w ulicznym gwarze.
„Pierwiej szedłem nalewo — myślał — teraz pójdę wprawo“.
Wędrówka naoślep w niezmiernem mieście była jedyną rzeczą, mającą dla niego jakiś gorzki powab.
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom2.djvu/296
Ta strona została uwierzytelniona.