„Starski to jest ten drugi kochanek, Ochocki trzeci... A Rossi?... Rossi, któremu ja urządzałem klakę i znosiłem mu do teatru prezenta... Czemże on był?... Głupi człowieku, ależ to jest Messalina, jeżeli nie ciałem, to duchem... I ja, ja mam szaleć dla niej?... Ja!...“
Czuł, że oburzenie uspakaja go; gdy przyszło do rachunku, przekonał się, że... karafka była pusta...
„A jednakże ten koniak uspakaja“... pomyślał.
Odtąd, ile razy przypomniała mu się Warszawa, albo ile razy spotkał kobietę, mającą coś szczególnego w ruchach, w ubiorze, czy fizyognomii, wpadał do kawiarni i wypijał karafkę koniaku. Tylko wówczas śmiało przypominał sobie pannę Izabelę i dziwił się, że taki jak on człowiek, mógł kochać taką jak ona kobietę.
„Przecież chyba zasługuję na to — myślał — ażebym był pierwszym i ostatnim“...
Karafka koniaku wypróżniała się, a on opierał głowę na rękach i drzemał, ku wielkiej uciesze garsonów i gości.
I znowu po całych dniach zwiedzał wystawę, muzea, studnie artezyjskie, szkoły i teatry, nie dlatego, ażeby coś poznać, ale ażeby zagłuszyć wspomnienia.
Powoli, na tle głuchych i nieokreślonych cierpień, poczęło się w nim rodzić pytanie: czy istnieje jaki porządek w budowie Paryża? Czy jest przed-
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom2.djvu/305
Ta strona została uwierzytelniona.