drugiego, który, jako brzuchomówca, chciał odegrać rolę w dyplomacyi, i trzeciego, który obiecywał mu wskazać skarby zakopane przez sztab Napoleona I nad Berezyną, kiedy lokaj w błękitnym fraku zameldował:
— Profesor Geist.
— Geist?... — powtórzył Wokulski i doznał szczególnego uczucia. Przyszło mu na myśl, że żelazo za zbliżeniem się magnesu musi doznawać podobnych wrażeń. — Prosić...
Pochwili wszedł człowiek bardzo mały i szczupły, z twarzą żółtą jak wosk. Na głowie nie miał ani jednego siwego włosa.
„Ile on może mieć lat?...“ — pomyślał Wokulski.
Gość tymczasem bystro mu się przypatrywał; i tak siedzieli minutę, może dwie, taksując się nawzajem. Wokulski chciał ocenić wiek przybysza, Geist zdawał się badać go.
— Co pan rozkaże? — odezwał się wreszcie Wokulski.
Gość poruszył się na krześle.
— Co ja tam mogę rozkazać! — odparł, wzruszając ramionami. — Przyszedłem żebrać, nie rozkazywać...
— Czem mogę służyć? — spytał Wokulski, twarz bowiem gościa wydała mu się dziwnie sympatyczną.
Geist przeciągnął rękę po głowie.
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom2.djvu/320
Ta strona została uwierzytelniona.