Stuknął się palcem w czoło.
— Dlaczego nazywacie go waryatem?
— Niemożna inaczej nazywać człowieka — odpowiedział Jumart — który sądzi, że uda mu się zmniejszyć ciężar gatunkowy ciał, czy tylko metalów, bo już nie pamiętam...
Wokulski pożegnał go i poszedł do swego numeru.
„Cóżto za dziwne miasto — myślał — gdzie znajdują się poszukiwacze skarbów, najemni obrońcy honoru, dystyngowane damy, które handlują tajemnicami, kelnerzy rozprawiający o chemii i chemicy, którzy chcą zmniejszać ciężar gatunkowy ciał!...“
Przed piątą w numerze zjawił się Geist; był jakiś rozdrażniony i zamknął za sobą drzwi na klucz.
— Panie Siuzę — rzekł — wiele mi na tem zależy, ażebyśmy się porozumieli... Powiedz mi, czy masz jakie obowiązki: żonę, dzieci?... Chociaż — nie zdaje mi się...
— Nie mam nikogo.
— I majątek masz? Milion...
— Prawie.
— A powiedz mi — mówił Geist — dlaczego ty myślisz o samobójstwie?...
Wokulski wstrząsnął się.
— To było chwilowe — rzekł. — Doznałem zawrotu w balonie...
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom2.djvu/327
Ta strona została uwierzytelniona.