Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom2.djvu/328

Ta strona została uwierzytelniona.

Geist kręcił głową.
— Majątek masz, — mruczał — o sławę, przynajmniej dotychczas, nie dobijasz się... Tu musi być kobieta!... — zawołał.
— Może — odparł Wokulski bardzo zmięszany.
— Jest kobieta! — rzekł Geist. — To źle. O niej nigdy nie można wiedzieć: co zrobi i dokąd zaprowadzi... W każdym razie słuchaj — dodał, patrząc mu w oczy. — Gdyby ci kiedy jeszcze raz przyszła ochota próbować... Rozumiesz?... Nie zabijaj się, ale przyjdź do mnie...
— Może zaraz przyjdę... — rzekł Wokulski, spuczczając oczy.
— Nie zaraz! — odparł żywo Geist. — Kobiety nigdy nie gubią ludzi odrazu. Czy już skończyłeś z tamtą osobą rachunki?...
— Zdaje mi się...
— Aha! dopiero zdaje ci się. To źle. Na wszelki wypadek zapamiętaj radę. W mojem laboratoryum bardzo łatwo można zginąć i jeszcze jak!...
— Coś pan przyniósł, profesorze? — zapytał go Wokulski.
— Źle! źle!... — mruczał Geist. — Muszę szukać kupca na mój materyał wybuchowy. A myślałem, że połączymy się...
— Pierwiej pokaż pan, coś przyniósł — przerwał Wokulski.
— Masz racyą... — odparł Geist i wydobył