Geist nie spuszczał z niego oka, lecz stopniowo uspakajał się. Wkońcu odezwał się:
— Przysuń się tu, do stołu... Spojrzyj, co to jest?
Pokazał mu metalową kulkę ciemnej barwy.
— Zdaje mi się, że to jest metal drukarski.
— Weź w rękę...
Wokulski wziął kulkę i aż zdziwił się, tak była ciężka.
— To jest platyna — rzekł.
— Platyna?... — powtórzył Geist z drwiącym uśmiechem. — Oto masz platynę...
I podał mu tej samej wielkości kulkę platynową. Wokulski przekładał obie z rąk do rąk; zdziwienie jego wzrosło.
— To jest chyba ze dwa razy cięższe od platyny?... — szepnął.
— A tak... tak!... — śmiał się Geist. — Nawet jeden z moich przyjaciół akademików nazwał to „komprymowaną platyną...“ Dobry wyraz, co? na oznaczenie metalu, którego ciężar gatunkowy wynosi 30,7... Oni tak zawsze. Ile razy uda im się wynaleźć nazwę dla nowej rzeczy, zaraz mówią, że ją wytłómaczyli na zasadzie już poznanych praw natury. Przepyszne osły... najmędrsze ze wszystkich, jakiemi roi się tak zwana ludzkość... A to znasz? — dodał.
— No, to jest sztabka szklanna — odparł Wokulski.
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom2.djvu/330
Ta strona została uwierzytelniona.