— Kiedy zechcesz. Daj mi tylko kilkadziesiąt franków, gdyż nie mam zaco kupić potrzebnych preparatów. A oto mój adres — zakończył Geist, podając zabrudzoną notatkę.
Wokulski wręczył mu trzysta franków. Starzec zapakował swoje okazy, zamknął pudełko i rzekł na odchodne:
— Napisz do mnie list na dzień przed przybyciem. Prawie ciągle siedzę w domu, ocierając kurze z moich retort!...
Po odejściu Geista, Wokulski był jak odurzony. Spoglądał na drzwi, za któremi zniknął chemik, to na stół, gdzie przed chwilą okazywano mu nadnaturalne przedmioty, to znowu dotykał swoich rąk i głowy, lub chodził, stukając głośno obcasami po pokoju, dla przekonania się, że nie marzy, ale czuwa. „A przecież faktem jest — myślał — że człowiek ten pokazał mi jakieś dwa materyały: jeden cięższy od platyny, drugi znakomicie lżejszy od sodu. Nawet zapowiedział mi, że szuka metalu lżejszego od powietrza!...“
— Gdyby w rzeczach tych nie tkwiło jakieś niepojęte oszustwo — rzekł głośno — już miałbym ideę, dla której warto się skazać na całe lata niewoli. Nietylko znalazłbym pochłaniającą pracę i spełnienie najśmielszych marzeń młodości, ale jeszcze widziałbym przed sobą cel, wyższy nad wszystkie, do jakich kiedykolwiek rwał się duch ludzki. Kwe-
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom2.djvu/335
Ta strona została uwierzytelniona.