w jakim celu tak znacząco zaprasza mnie prezesowa? A może to panna Izabela?...“
Zrobiło mu się gorąco i zwolna uczuł jakąś przemianę w duszy. Przypomniał sobie swego ojca i stryja, Kazię Hopfer, która tak go kochała, Rzeckiego, Leona, Szumana, księcia i tylu, tylu innych ludzi, którzy złożyli mu dowody niewątpliwej życzliwości. Co warta cała jego nauka i majątek, gdyby dokoła siebie nie miał serc przyjaznych; naco zdałby się największy wynalazek Geista, gdyby nie miał być orężem, który zapewni ostateczne zwycięstwo rasie ludzi szlachetniejszych i lepszych?...“
„Jest i u nas niemało do zrobienia — szepnął. — Są i u nas ludzie, których warto wydźwignąć, albo wzmocnić... Za stary jestem na robienie epokowych wynalazków, niech się tem zajmują Ochoccy... Ja wolę innym przysporzyć szczęścia i sam być szczęśliwym...“
Przymknął oczy i zdawało mu się, że widzi pannę Izabelę, która patrzy na niego w dziwny, jej tylko właściwy sposób i łagodnym uśmiechem przytakuje jego zamiarom.
Zapukano do drzwi przedziału, i pochwili ukazał się nadkonduktor, mówiąc:
— Pan baron Dalski pyta się, czy może tu przyjść. Jedzie tym samym wagonem.
— Pan baron?... — powtórzył zdziwiony Wokulski. — Owszem, niech będzie łaskaw...
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom2.djvu/372
Ta strona została uwierzytelniona.