warzystwie. To chwilowe osłabienie, które już przeszło.
Baron zpoczątku robił ceremonie i chciał wychodzić; ale widząc, że Wokulski istotnie orzeźwił się, usiadł, zapewniając, że tylko na parę minut. Czuł potrzebę wygadania się przed kimś ze swojem szczęściem.
— Bo coto za kobieta! — mówił baron z coraz żywszą giestykulacyą. — Kiedym ją, panie, poznał, wydała mi się zimna jak posąg, i tylko zajęta strojami. Dopiero dziś widzę, jakie tam skarby uczuć... Stroić się lubi jak każda kobieta, ale cóżto za rozum!... Nikomubym tego nie powiedział, co teraz powiem panu, panie Wokulski. Ja, bardzo młodo zacząłem siwieć i nie bez tego, ażebym od czasu do czasu nie dotknął wąsów fiksatuarem. No i ktoby panie pomyślał: ledwie spostrzegła to, raz nazawsze zabroniła mi fiksatuarować się; powiedziała, że ona ma szczególne upodobanie do siwych włosów i że dla niej prawdziwie pięknym może być tylko siwy mężczyzna. „A o szpakowatych co pani myśli?“ — zapytałem. — Ze są tylko interesującymi“, — odpowiedziała. — A jak ona to mówi!... Czy aby nie nudzę pana, panie Wokulski?
— Ależ panie!... Bardzo mi miło spotkać człowieka szczęśliwego.
— Prawdziwie jestem szczęśliwy i to w sposób, który dla mnie samego jest niespodzianką —
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom2.djvu/377
Ta strona została uwierzytelniona.