ale zato lepiej pozna pan okolicę. Bardzo, panie, ładna miejscowość...
Po śniadaniu wyszli na peron. Okolica z tego punktu wydawała się płaska i prawie bezleśna; tu i owdzie widać było kępę drzew, a wśród niej grupę murowanych budynków.
— To są dwory? — spytał Wokulski.
— A tak... Dużo szlachty mieszka w tej stronie. Ziemia doskonale uprawna; ma pan łubin, koniczynę...
— Wsi nie widzę — wtrącił Wokulski.
— Bo to dworskie grunta, a pan zna przysłowie: na dworskiem polu dużo stert, na chłopskiem dużo ludzi.
— Słyszałem — rzekł nagle Wokulski — że u prezesowej zbiera się dużo gości.
— Ach, panie! — zawołał baron — kiedy trafi się dobra niedziela, to jakbyś pan był na balu w resursie, zjeżdża się po kilkadziesiąt osób. A nawet dziś powinnibyśmy znaleść grono stałych gości. No, przedewszystkiem bawi tam moja narzeczona. Dalej — jest pani Wąsowska, milutka wdóweczka, lat 30, ogromny majątek. Zdaje mi się, że krąży koło niej Starski. Zna pan Starskiego? Niemiła figura, arogant, panie, impertynent... Dziwię się doprawdy, że kobieta z takim rozumem i gustem jak pani Wąsowska, może znajdować przyjemność w towarzystwie podobnego lekkoducha.
— Któż więcej? — pytał Wokulski.
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom2.djvu/383
Ta strona została uwierzytelniona.