— Jest jeszcze Fela Janocka, stryjeczna siostra mojej pani; bardzo miłe dziecko, ma z ośmnaście lat. No, jest Ochocki...
— Jest?... Cóż on tam robi?
— Kiedym wyjeżdżał, po całych dniach łowił ryby. Ale ponieważ gust zmienia mu się często, więc nie jestem pewny, czy nie zobaczę go teraz jako myśliwca... Ale cóżto za szlachetny młody człowiek, co za wiedza!... No i zasługi już ma; zrobił kilka wynalazków.
— Tak, to niepospolity człowiek — rzekł Wokulski. — Któż jeszcze bawi u prezesowej?
— Stale to już nikt, ale bardzo często przyjeżdżają na kilka dni, czasem na tydzień, pan Łęcki z córką. Dystyngowana osoba — mówił dalej baron — pełna rzadkich przymiotów. Pan wreszcie ich zna? Szczęśliwy ten, komu odda serce i rękę! Coto panie za wdzięk, co za rozum; doprawdy, czcić ją można jak istotną boginią... Nie znajduje pan?
Wokulski oglądał się po okolicy, nie mogąc zdobyć się na odpowiedź. Szczęściem wybiegł w tej chwili posługacz stacyjny, donosząc baronowi, że zajechał powóz.
— Wybornie! — zawołał baron i dał mu parę złotych. — Odnieś kochanku nasze rzeczy, a my panie, jedźmy... Za dwie godziny pozna pan moję narzeczonę...
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom2.djvu/384
Ta strona została uwierzytelniona.