Na jednem z takich wzniesień furman zwrócił się do nich i wskazując batem przed siebie, rzekł:
— O, państwo tam jadą, brekiem...
— Gdzie? Kto? — zawołał baron, prawie wspinając się na kozioł. — A tak, to oni... Żółty brek i gniada czwórka... Ciekawym kto jedzie? Niechno pan spojrzy...
— Zdaje mi się, że widzę coś pąsowego — odparł Wokulski.
— A to pani Wąsowska. Ciekawym, czy jest i moja narzeczona?... — dodał ciszej.
— Jest kilka pań — rzekł Wokulski, któremu w tej chwili przypomniała się panna Izabela. „Jeżeli jedzie z nimi, to dobra wróżba“ — pomyślał.
Oba ekwipaże szybko zbliżały się do siebie. Na breku gwałtownie strzelano z bata, wołano, wywijano chustkami, w powozie zaś baron coraz wychylał się i drżał ze wzruszenia.
Powóz stanął, ale rozpędzony brek przeleciał około niego jak burza śmiechu i okrzyków, i zatrzymał się o kilkadziesiąt kroków dalej. Widocznie naradzano się nad czemś w sposób hałaśliwy i zapewne coś uradzono, gdyż towarzystwo wysiadło, a brek pojechał dalej.
— Dzień dobry panie Wokulski! — zawołał z kozła ktoś, wywijając długim batem. Wokulski poznał Ochockiego.
Baron pobiegł w stronę towarzystwa. Naprzeciw wysunęła się dama w białej narzutce, z białą
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom2.djvu/386
Ta strona została uwierzytelniona.