koronkową parasolką, i szła powoli z wyciągniętą do niego ręką, z której zdawał się opadać szeroki rękaw. Baron już zdaleka zdjął kapelusz, i dopadłszy narzeczonej, prawie zanurzył się w jej rękawie. Po wybuchu czułości, który, o ile był krótkim dla niego, o tyle wydał się bardzo długim dla widzów, baron nagle oprzytomniał i rzekł:
— Pozwoli pani, że przedstawię pana Wokulskiego, mego najlepszego przyjaciela... Ponieważ zabawi tu dłużej, więc w tej chwili obliguję go, ażeby w czasie mojej nieobecności zastępował przy pani moje miejsce...
Znowu złożył kilka pocałunków w głąb rękawa, zkąd do Wokulskiego wysunęła się prześliczna ręka. Wokulski uścisnął ją i poczuł lodowaty chłód; spojrzał na damę w białej narzutce i zobaczył pobladłą twarz z wielkiemi oczyma, w których widać było smutek i obawę.
„Szczególna narzeczona!“ — pomyślał.
— Pan Wokulski!... — zawołał baron, zwróciwszy się do dwu pań i mężczyzny, którzy już zbliżyli się do nich. — Pan Starski... — dodał.
— Już miałem przyjemność... odezwał się Starski, uchylając kapelusz.
— I ja — oparł Wokulski.
— Jakże teraz usadowimy się? — spytał baron na widok nadjeżdżającego breku.
— Jedźmy wszyscy razem! — zawołała młoda
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom2.djvu/387
Ta strona została uwierzytelniona.