Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom2.djvu/390

Ta strona została uwierzytelniona.

pogardliwem wejrzeniem i nagle z bezbrzeżnego smutku przeszła do dziecinnej wesołości. Sama podała rękę baronowi do nowego pocałunku, a nawet niechcący potrąciła go nóżką. Jej wielbiciel był tak wzruszony, że pobladł i posiniały mu usta.
— Ależ pan nie ma idei o powożeniu! — krzyknęła wdowa, usiłując potrącić Ochockiego drutem parasolki.
W tej chwili Wokulski wyskoczył. Jednocześnie konie lejcowe skręciły na środek drogi, dyszlowe poszły za niemi i brek silnie pochylił się nalewo. Wokulski podparł go, konie ściągnięte przez stangreta stanęły.
— Czy nie mówiłam, że ten potwór wywróci nas! — zawołała wdowa. — Cóżto znowu, panie Starski?...
Wokulski spojrzał na brek i w ciągu jednej chwili zobaczył taką scenę: Panna Felicya pokładała się ze śmiechu, Starski upadł twarzą na kolana pięknej wdówki, baron tarmosił za kark stangreta, a jego narzeczona, blada z trwogi, jedną ręką chwyciła za pręt kozła, drugą wpiła w ramię Starskiego.
Mgnienie oka — brek wyprostował się i wszystko wróciło do porządku. Tylko panna Felicya zanosiła się od śmiechu.
— Nie rozumiem, Felu, jak można śmiać się w takiej chwili — odezwała się narzeczona.
— Dlaczego nie mam się śmiać?... Cóż mo-