dliwe i melancholijne spojrzenia. Ale zaco? tego nie wiedział.
— Pan dobrze jeździ konno? — zapytała Wokulskiego pani Wąsowska.
— Z czego pani wnosi?
— Ach, Boże! Zaraz z czego? Pierwiej niech pan odpowie na moje pytanie.
— Nieszczególnie, ale jeżdżę.
— Właśnie, że musi pan dobrze jeździć, gdyż odrazu zgadł pan, co zrobią konie, w rękach takiego mistrza jak pan Julian. Będziemy jeździli razem... Panie Ochocki! od dzisiejszego dnia daję panu urlop ze spacerów.
— Bardzo się z tego cieszę — odparł Ochocki.
— A, ładnie w taki sposób odpowiadać damom — zawołała panna Felcia.
— Wolę odpowiadać, aniżeli odbywać z niemi spacery. Kiedyśmy ostatni raz jeździli z panią Wąsowską, w ciągu dwu godzin sześć razy zsiadałem z konia, a pięciu minut nie miałem spokojności. Niech teraz pan Wokulski spróbuje.
— Felu, powiedz temu człowiekowi, że z nim nie rozmawiam — odezwała się wdówka, wskazując na Ochockiego.
— Człowieku, człowieku!... — zawołała Felcia. — Ta pani z wami nie rozmawia... Ta pani mówi, że jesteście ordynarni.
— A co, już zatęskniła pani do towarzystwa ludzi z dobremi manierami — odezwał się Star-
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom2.djvu/392
Ta strona została uwierzytelniona.