się na ziemi, jakby domagając się pieszczot, a przynajmniej widoku ludzkiej twarzy.
— Dziwny pies łańcuchowy! — pomyślał Wokulski.
W tej chwili z kuchni wyszło nowe dziwo: stary parobek otyły. Wokulski, który jeszcze nigdy nie spotkał otyłego chłopa, wdał się z nim w rozmowę.
— Poco wy tego psa trzymacie na łańcuchu?
— Ażeby był zły i nie puszczał do domu złodziejów — odparł, uśmiechając się parobek.
— Więc dlaczegóż odrazu nie weźmiecie złego kundla?
— Kiej dziedziczka nie utrzymałaby złego psa. U nas to i pies musi być łaskawy.
— A wy, ojcze, co tu robicie?
— Jo jestem pasiecznik, ale przódy byłem rataj. Ino jak mi wół złamał ziobro, to mi jaśnie pani kazała do pasieki.
— I dobrze wam?
— Zpoczątku to ckliło mi się bez roboty, ale późni przywykem i jestem.
Pożegnawszy chłopa, Wokulski skręcił do parku i długi czas przechadzał się po lipowej alei nie myśląc o niczem. Zdawało mu się, że przyjechał tu nasycony, zatruty zgiełkiem Paryża, hałasem Warszawy, dudnieniem kolei żelaznych i że wszystkie te niepokoje, wszystkie boleści, jakie przeżył,
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom2.djvu/399
Ta strona została uwierzytelniona.