Ranek znowu zeszedł mu na łapaniu ryb z panną Felicyą i Ochockim. Gdy zaś o pierwszej wszyscy zebrali się na śniadanie, pani Wąsowska odezwała się:
— Babcia pozwoli nam osiodłać dwa konie: mnie i panu Wokulskiemu, prawda?
A potem, zwróciwszy się do Wokulskiego, dodała:
— Za pół godziny jedziemy. Od tej chwili zaczyna pan służbę przy mnie...
— Państwo tylko we dwoje pojadą? — spytała zapłoniona panna Felicya.
— Czy i ty miałabyś chęć jechać z panem Julianem?
— Tylko proszę... bez żadnych dysponowań moją osobą — zaprotestował Ochocki.
— Felcia zostanie ze mną — wtrąciła prezesowa.
Pannie Felicyi krew i łzy napłynęły do oczu. Spojrzała na Wokulskiego najprzód z gniewem, potem ze wzgardą, a nareszcie wybiegła z pokoju pod pozorem znalezienia chustki. Gdy wróciła, wyglądała jak Marya Stuart przebaczająca swoim oprawcom i miała czerwony nosek.
Punkt o drugiej przyprowadzono dwa piękne wierzchowce. Wokulski stanął przy swoim, a w parę minut ukazała się pani Wąsowska. Miała obcisłą amazonkę, kształty Junony, kasztanowate włosy zebrane w jeden węzeł. Końcem nogi oparła się
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom2.djvu/413
Ta strona została uwierzytelniona.