Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom2.djvu/422

Ta strona została uwierzytelniona.

— Teraz ja powiem, coby ten nowy człowiek dostał od pani — mówił Wokulski, czując, że wzbiera w nim gorycz. Naprzód dostałby długą listę wielbicieli dawniejszych, następnie drugą listę wielbicieli, którzy nastąpią po nim, a w czasie antraktu miałby możność sprawdzania... czy na koniu, dobrze leży siodło...
— To nikczemne, co pan powiedziałeś! — krzyknęła pani Wąsowska, ściskając szpicrózgę.
— Tylko powtórzenie tego, co słyszałem od pani. Jeżeli jednak mówię za śmiało, na tak krótką znajomość...
— Owszem, słucham... Może pańskie impertynencye będą ciekawsze, aniżeli ta chłodna grzeczność, którą oddawna umiem napamięć. Naturalnie, taki człowiek jak pan, gardzi takiemi kobietami jak ja... No, śmiało...
— Za pozwoleniem. Przedewszystkiem nie używajmy zbyt silnych wyrazów, które wcale nie odpowiadają spacerowej sytuacyi. Między nami niema mowy o uczuciach, tylko o poglądach. Otóż mojem zdaniem, w poglądzie pani na miłość, istnieją niedające się pogodzić kontrasty.
— Proszę? — zdziwiła się wdówka. — To, co pan nazywasz kontrastami, ja najdoskonalej godzę w życiu.
— Mówi pani o częstej zmianie kochanków...
— Jeżeli łaska, nazwijmy ich wielbicielami.
— A następnie, chce pani znaleźć jakiegoś no-