Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom2.djvu/424

Ta strona została uwierzytelniona.

ciasto, ażeby wyrosło, potrzebuje dłuższego czasu; czy więc podobna wielkie uczucie wyhodować w takim pośpiechu, na takim jarmarku?...
Niech pani skwituje z wielkich uczuć: to pozbawia snu i odbiera apetyt. Poco kiedyś zatruwać życie jakiemuś człowiekowi, którego zapewne dziś jeszcze pani nie zna? Poco sobie samej mącić dobry humor? Lepiej trwać przy programie prędkich i częstych zwycięstw, które innym nie szkodzą, a pani jakoś zapełniają życie.
— Już pan skończył, panie Wokulski?
— Chyba, że tak...
— Więc teraz ja panu powiem. Wszyscy jesteście podli...
— Znowu silny wyraz.
— Pańskie były silniejsze. Wszyscy jesteście nędznicy. Kiedy kobieta, w pewnej epoce życia, marzy o idealnej miłości, wyśmiewacie jej złudzenia i domagacie się kokieteryi, bez której panna jest dla was nudna, a mężatka głupia. A dopiero gdy, dzięki zbiorowym usiłowaniom, pozwoli prawić sobie banalne oświadczyny, patrzeć słodko w oczy, ściskać za ręce, wówczas z ciemnego kąta wyłazi jakiś oryginalny egzemplarz w kapturze Piotra z Amiens i uroczyście wyklina kobietę, stworzoną na obraz i podobieństwo adamowych synów. „Tobie już nie wolno kochać, ty już nie będziesz nigdy prawdziwie kochana, bo miałaś nieszczęście znaleść się wśród jarmarku, boś straciła złudze-