interes. Ja znam salony, lepiej niż ty, moje dziecko i wierz mi, że one bardzo prędko znajdą się w przedpokoju Wokulskiego. To nietaki próżniak, jak Starski, ani marzyciel jak książe, ani półgłówek jak Krzeszowski... To człowiek czynu... Szczęśliwą będzie kobieta, którą on wybierze za żonę... Na nieszczęście, nasze panny mają więcej wymagań, aniżeli doświadczenia i serca. Choć niewszystkie... No, ale przepraszam cię, jeżeli wypowiedziałam ostrzejszy wyraz. Zaraz będzie obiad...
Po tych słowach prezesowa wyszła, zostawiając pannę Izabelę pogrążoną w głębokim namyśle.
„Zpewnością mógłby zastąpić barona, o jeszcze i jak... — mówiła w sobie panna Izabela. — Tamten człowiek zużyty i śmieszny, tego przynajmniej szanują ludzie... Kazia Wąsowska zna się na tem, to też wzięła go na spacer... Ha, zobaczymy, czy pan Wokulski potrafi być wiernym... Ładna wierność, jeździć z inną kobietą na spacery!... To bardzo porycersku...“
Prawie w tej chwili Wokulski wracał z panią Wąsowską z przejażdżki, i na folwarcznym dziedzińcu zobaczył powóz, od którego odprzęgano konie. Tknęło go jakieś nieokreślone przeczucie, ale nie śmiał pytać; nawet udał, że nie patrzy na powóz.
Przed pałacem oddał konia chłopcu, a innemu chłopcu kazał przynieść wody do swego pokoju. I właśnie kiedy miał zapytać: kto przyjechał? coś ścisnęło go za gardło i nie mógł słowa przemówić.
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom2.djvu/435
Ta strona została uwierzytelniona.