— Czy zobowiązaliście się nigdy nie kłócić? — zapytała pani Wąsowska.
— Nie mamy zamiaru nigdy przepraszać się — odpowiedziała panna Izabela.
— Ładnie! — rzekła pani Wąsowska. — Na pańskiem miejscu, panie Kazimierzu, teraz straciłabym wszelką nadzieję.
— Alboż mi ją wolno było kiedy mieć! — westchnął Starski.
— Prawdziwe szczęście dla nas obojga... — szepnęła panna Izabela.
Wokulski słuchał i patrzył. Panna Izabela rozmawiała naturalnie, w bardzo spokojny sposób, żartując ze Starskiego, który wcale nie zdawał się tem martwić. Natomiast od czasu do czasu spoglądał ukradkiem na pannę Ewelinę Janocką, która szepcząc z baronem, rumieniła się i bladła.
Wokulski uczuł, że z serca zsuwa się mu ogromny ciężar.
„Oczywiście — myślał — jeżeli w tem towarzystwie Starski zajmuje się kimś, to tylko panną Eweliną, a ona nim...“
W tej chwili obudziła się w nim radość i wielka życzliwość dla oszukiwanego barona.
„Już ja go nie będę ostrzegał!“ — rzekł w duchu. A potem dodał, „że takie zadowolenie z cudzej biedy jest jednak bardzo podłem uczuciem“.
Obiad skończył się, panna Izabela zbliżyła się do Wokulskiego.
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom2.djvu/439
Ta strona została uwierzytelniona.