Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom2.djvu/447

Ta strona została uwierzytelniona.

Wołałbym w łeb sobie strzelić, aniżeli wyjść na podobnego błazna.
W bocznej alei, przy folwarku spotkał panie, z któremi była prezesowa i jej pokojówka ze swym koszem.
— A jesteś — rzekła staruszka do Wokulskiego — to dobrze. Poczekajcież tutaj na Ewelinkę z baronem, który ją może nareszcie znajdzie — dodała lekko marszcząc brwi — a my z Kazią pójdziemy do koni.
— Pan Wokulski mógłby także poczęstować cukrem swego konia, który tak go dziś dobrze nosił — wtrąciła nieco zadąsana pani Wąsowska.
— Dajże mu spokój — przerwała prezesowa. — Mężczyźni lubią tylko jeździć, ale nie pieścić się...
— Niewdzięcznicy! — szepnęła pani Wąsowska, podając rękę prezesowej.
Odeszły i wkrótce znikły za furtką. Pani Wąsowska obejrzała się, lecz spostrzegłszy, że Wokulski patrzy na nią, szybko odwróciła głowę.
— Czy szukamy narzeczonych? — spytała panna Izabela.
— Jak pani każe — odparł Wokulski.
— To może lepiej zostawić ich w spokoju. Podobno szczęśliwi nie lubią świadków.
— Pani nigdy nie była szczęśliwa?...
— Ach, ja!... Owszem... Ale nie w ten sposób jak Ewelinka i baron.
Wokulski uważnie spojrzał na nią...