mawialiście państwo z kuzynką Izabelą o arystokracyi?... Przekonałeś ją pan, że to hołota?...
— Nie! Panna Izabela zanadto dobrze broni swoich tez... Jak ona świetnie rozmawia!... — odparł Wokulski, usiłując ukryć pomięszanie.
— Musiała panu mówić, że arystokracya pielęgnuje nauki i sztuki, że jest mistrzynią dobrych obyczajów, a jej stanowisko celem, do którego dążą demokraci i tym sposobem uszlachetniają się... Ciągle słyszę te argumenty; uszami już mi się wylewają.
— Sam pan wierzysz jednak w dobrą krew — rzekł, przykro dotknięty Wokulski.
— Rozumie się... Ale ta dobra krew musi być ciągle odświeżana, gdyż inaczej prędko się psuje — odpowiedział Ochocki. — No, ale dobranoc panu! Zobaczę, co mówi aneroid, gdyż barona łamie po kościach i jutro możemy mieć słotę...
Ledwie wyszedł Ochocki, w pokoju Wokulskiego ukazał się baron kaszlący, rozgorączkowany ale uśmiechnięty.
— A, a... ładnie! — mówił, a powieki drgały mu nerwowo. — A ładnie... zdradził mnie pan... zostawił pan moje narzeczonę samę w parku... Żartuję... żartuję — dodał, ściskając Wokulskiego za rękę — ale... Choć naprawdę mógłbym mieć do pana pretensyą, gdyby nie to, że wróciłem dość wcześnie i... akurat zetknąłem się z panem Star-
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom2.djvu/455
Ta strona została uwierzytelniona.