kulski został sam pogrążony w niewesołych myślach:
„Co ten Ochocki mówił, że argumenty panny Izabeli już mu się wylewają uszami? Więc to, co słyszałem od niej, nie było wybuchem zadraśniętego uczucia, ale dawno wyuczoną lekcyą?... Więc jej dowodzenia, uniesienia, a nawet wzruszenia są tylko sposobami, za pomocą których dobrze wychowane panny czarują takich jak ja głupców?...
A może poprostu on kocha się w niej i chce ją zdyskredytować w moich oczach?... No, jeżeli kocha, pocóż ją ma dyskredytować; niech powie, a ona niech wybiera... Naturalnie, że Ochocki ma więcej szans aniżeli ja; tak jeszcze nie straciłem rozumu, ażeby tego nie oceniać... Młody, piękny, genialny... Ha!... niech wybiera: sławę czy pannę Izabelę...“
„Zresztą — ciągnął dalej w myśli — co mnie obchodzi, że panna Izabela używa zawsze tych samych argumentów w swoich dysputach. Ani ona nie jest Duchem Świętym, ażeby wymyślać coraz nowe, ani ja jestem taką osobliwością, ażeby dla mnie warto było silić się na oryginalność. Niech sobie mówi jak chce... Ważniejsze to, że chyba do niej nie stosuje się ogólne prawidło o kobietach... Pani Wąsowska, to przedewszystkiem piękna samica, ale ona nie...
...Czy nie tak samo mówił baron o swojej pannie Ewelinie!?...“
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom2.djvu/458
Ta strona została uwierzytelniona.