usposobieniu, że zgadzam się na łamanie nam nóg... Biedny ten rydz, który dostanie się w moje ręce!...
— Jestem pierwszy z nich — odezwał się Starski — jeżeli chodzi o zjedzenie...
— Owszem, jeżeli zgodzisz się pan na poprzednie ucięcie głowy — odpowiedziała pani Wąsowska.
— Już jej dawno nie mam...
— Niedawniej, aniżeli ja to spostrzegłam... ale siadajmy i jedźmy...
Ruszyli.
Baron, jak zwykle, szeptał z narzeczoną, Starski w gwałtowny sposób umizgał się do pani Wąsowskiej, która, ku zdumieniu Wokulskiego przyjmowała to dość życzliwie, a Ochocki powoził czwórką. Tym razem jednak jego furmański entuzyazm hamowało sąsiedztwo panny Izabeli, do której odwracał się cochwilę.
„Wesoły ptaszek z tego Ochockiego! — myślał Wokulski. — Do mnie mówi, że argumentacya panny Izabeli wylewa mu się uszami, a teraz