Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom2.djvu/466

Ta strona została uwierzytelniona.

łem się do Paryża, ale prezesowa tak nalegała, żebym u niej wypoczął!... I pięknie wypocząłem... Zgłupiałem do reszty... Już nawet nie umiem myśleć porządnie... straciłem zdolności... Eh! dajcie mi święty spokój z rydzami... Jestem taki zły!...
Machnął ręką, potem obie włożył do kieszeni i poszedł w las ze spuszczoną głową, mrucząc po drodze.
— Miły towarzysz! — odezwała się z uśmiechem panna Izabela do Wokulskiego. — Już będzie z nim tak do końca wakacyj. Byłam pewna, że zepsuje mu się humor, jak tylko Starski wspomniał o balonach...
„Błogosławione te balony! — pomyślał Wokulski. — Taki współzawodnik przy pannie Izabeli nie jest niebezpieczny...“
I w tej chwili uczuł, że kocha Ochockiego.
— Jestem pewny — rzekł do panny Izabeli — że kuzyn pani zrobi wielki wynalazek. Kto wie, czy nie stanie się on epoką w dziejach ludzkości... — dodał, myśląc o projektach Geista.
— Tak pan sądzi? — odpowiedziała dosyć obojętnie panna Izabela. — Może być... Tymczasem kuzynek jest chwilami impertynent, z czem mu niekiedy bywa do twarzy, ale chwilami jest nudny, co nie przystoi nawet wynalazcom. Kiedy na niego patrzę, przychodzi mi na myśl historyjka o Newtonie. Byłto podobno bardzo wielki czło-