dła na pniu ściętego drzewa, a Wokulski niedaleko niej na ziemi. W tej chwili na brzegu polanki ukazała się pani Wąsowska ze Starskim.
— Czy nie chcesz, Belu — wołała — wziąć sobie mego kawalera?
— Protestuję! — odezwał się Starski. — Panna Izabela jest całkiem zadowolona ze swego towarzysza, a ja z mojej towarzyszki...
— Czy tak, Belu?...
— Tak, tak! — zawołał Starski.
— Niech będzie tak... — powtórzyła panna Izabela, bawiąc się parasolką i patrząc w ziemię.
Pani Wąsowska i Starski znikli na wzgórzu, panna Izabela coraz niecierpliwiej bawiła się parasolką, Wokulskiemu pulsa biły w skroniach, jak dzwony. Ponieważ milczenie trwało zbyt długo, więc odezwała się panna Izabela:
— Prawie rok temu byliśmy w tem miejscu na wrześniowej majówce... Było ze trzydzieści osób z sąsiedztwa... O, tam palono ogień...
— Bawiła się pani lepiej niż dziś?
— Nie. Siedziałam na tym samym pniu i byłam jakaś smutna... Czegoś mi brakło... I, co mi się bardzo rzadko zdarza, myślałam: co też będzie za rok?...
— Dziwna rzecz!... — szepnął Wokulski. — Ja także, mniejwięcej rok temu, mieszkałem z obozem w lesie, ale w Bułgaryi... Myślałem: czy za rok żyć będę i...
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom2.djvu/471
Ta strona została uwierzytelniona.