Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom2.djvu/475

Ta strona została uwierzytelniona.

z siedzącą w niej parą i dwa białe łabędzie ze skrzydłami podniesionemi jak żagle.
Później Wokulski nie umiał nawet przypomnieć sobie, o czem mówili w podobnych chwilach. Najczęściej milczeli. Raz zapytała go: dlaczego ślimaki pływają pod powierzchnią wody? drugi raz dlaczego obłoki mają tak rozmaitą barwę? Tłómaczył jej i wówczas zdawało mu się, że całą naturę od ziemi do nieba ogarnia w jednym uścisku i składa jej pod nogi.
Pewnego dnia przyszło mu na myśl, że gdyby kazała mu rzucić się w wodę i umrzeć, umarłby, błogosławiąc ją...
Podczas tych wodnych przejażdżek, a także podczas spacerów w parku i zawsze gdy byli razem, czuł jakiś niezmierny spokój, jakby cała dusza jego i cała ziemia od wschodnich do zachodnich kresów napełniona była ciszą, wśród której nawet turkot wozu, szczekanie psa, albo szelest gałęzi wypowiadały się w cudownie pięknych melodyach. Zdawało mu się, że już nie chodzi, lecz pływa w oceanie mistycznego odurzenia, że już nie myśli, nie czuje, nie pragnie, tylko kocha. Godziny umykały gdzieś jak błyskawice, zapalające się i gasnące na dalekim nieboskłonie. Dopiero był ranek, już południe, już wieczór i... noc pełna przebudzeń i westchnień. Niekiedy myślał, że dobę podzielono na dwa nierówne okresy czasu: dzień