— I widziałeś, że ma obie nogi na lewym boku?
— Proszę łaski pana, ludzie z prowincyi nie patrzają na nogi, ino na butelkę. Jak dojrzy butelkę i kieliszek, to już nie chybi, ale trafi prosto do Szmula.
Wokulskiemu coraz więcej podobał się rezolutny chłopak.
— Nie ożeniłeś się jeszcze? — zapytał go.
— Nie... Z taką co chodzi w chustce, to ja się nie ożenię, a kapeluszowa mnieby nie chciała...
— I cóż tu robisz, kiedy niema szyldów do malowania?
— O tak, panie: trochę to, trochę owo, a razem nic! Dawniej robiłem stolarszczyznę i nie mogłem nadążyć. Za jakie parę lat odłożyłbym z tysiąc rubli. Ale spaliłem się tamtego roku i już nie mogę przyjść do siebie. Drzewo, warsztaty, wszystko poszło na węgiel, a mówię łasce pana, był taki ogień, że najtrwalsze pilniki stopiły się jak smoła. Kiedym spojrzał na pogorzel, tom ino plunął ze złości, ale dziś nawet mi szkoda tej śliny...
— Odbudowałeś się? Masz warsztat?
— Ehe! panie... Odbudowałem w ogrodzie chałupę jak barak, żeby matka miała gdzie gotować, ale warsztaty... Tożby nato, panie, trzeba z pięćset rubli gotowego grosza, słowo honoru daję, jak mi Bóg miły... Ileżto przecie lat ojciec nie-
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom2.djvu/481
Ta strona została uwierzytelniona.