nie Ochocki!... Fe, jutro musi pan klęczyć... Ach, niegodziwiec, ależ on niedługo postawi komu nogi na kolanach... Odwróćże się pan natychmiast, bo każę furmanowi, ażeby pana zostawił na drodze...
Wokulskiemu zimny pot wystąpił na czoło; ale wzruszył ramionami i myślał: „Przywidzenia... przywidzenia!... Co za głupstwo...“
I nadludzkim wysiłkiem woli, odegnał wkońcu przywidzenia. Znowu odzyskał humor i bardzo wesoło począł rozmawiać z panią Wąsowską.
Gdy zaś wrócili do Zasławka, późno w nocy, spał jak zabity i nawet śniło mu się coś zabawnego...
Nazajutrz, gdy przed śniadaniem wyszedł Wokulski na spacer, pierwszą osobą, którą spotkał na dziedzińcu, była pokojówka panny Izabeli; niosła kilka sukien, a za nią chłopak dźwigał kufer.
„Cóżto jest?... — pomyślał. — Dziś niedziela, więc chyba nie wyjedzie... Nie może wyjechać w niedzielę... Zresztą wspomniałaby mi coś o tem, ona lub prezesowa...“
Poszedł nad staw, obleciał park wokoło, jakby chcąc zgubić w drodze złe przeczucia. Napróżno. Uczepiła go się myśl, że panna Izabela może wyjechać. Tłumił ją i przytłumił o tyle, że już nie rysowała mu się jasno, tylko gdzieś na dnie serca drażniła go nieznacznie.
Przy śniadaniu zdawało mu się, że prezesowa
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom2.djvu/493
Ta strona została uwierzytelniona.