Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom2.djvu/494

Ta strona została uwierzytelniona.

przywitała go czulej niż zwykle, że wszyscy zachowują się uroczyściej, że panna Felicya wpatruje się w niego uporczywie i jakby z wyrzutem. Po śniadaniu znowu przywidziało mu się, że prezesowa dała jakiś znak pani Wąsowskiej...
„Oczywiście jestem chory“ — myślał.
Wnet jednak ozdrowiał, gdy panna Izabela oświadczyła, że chce przejść się po parku.
— Ma kto z państwa ochotę iść ze mną? — spytała.
Wokulski zerwał się z krzesła, inni siedzieli. Więc znalazł się sam z panną Izabelą w ogrodzie i znowu powrócił mu ten spokój, jaki miał zawsze w jej obecności.
W połowie alei odezwała się panna Izabela:
— Bardzo mi żal będzie Zasławka...
„Żal?“... — pomyślał Wokulski, a ona prędko mówiła dalej:
— Muszę już jechać. Ciocia pisała jeszcze we środę, ażeby wracać, ale prezesowa nie pokazała mi listu, zatrzymała mnie... Dopiero kiedy wczoraj przybył umyślny posłaniec...
— Jedzie pani jutro? — spytał Wokulski.
— Dziś, po drugiem śniadaniu... — odpowiedziała spuszczając głowę.
— Dziś!... — powtórzył.
Właśnie przechodzili mimo sztachet, za któremi na dziedzińcu folwarcznym, stał powóz ten sam, którym przyjechała panna Izabela. Nawet około dy-