szla furman układał zaprzęgi. Ale na Wokulskim, ani wiadomość, ani przygotowania do wyjazdu nie zrobiły tym razem wrażenia.
„No, cóż — myślał — kto przyjechał, musi odjechać... Rzecz całkiem naturalna...“
Nawet dziwił go ten spokój.
Przeszli jeszcze kilkanaście kroków pod zwieszającemi się gałęźmi i nagle — opanowała go straszna rozpacz. Zdawało mu się, że gdyby w tej chwili zajechał powóz po pannę Izabelę, on rzuciłby się pod koła i nie pozwoliłby jej jechać. Niechby go roztratowali i niechby już raz przestał cierpieć.
Wnet jednak przyszła nowa fala spokoju i Wokulski znowu dziwił się, zkąd mu się biorą takie żakowskie myśli. Przecież panna Izabela ma prawo jechać kiedy chce, gdzie chce i z kim jej się podoba...
— Długo pani jeszcze zabawi na wsi? — spytał.
— Najwyżej miesiąc.
— Miesiąc!... — powtórzył. — Czy przynajmniej wolno mi będzie po tym miesiącu odwiedzać państwa?...
— O tak, bardzo prosimy... — odparła. — Mój ojciec jest wielkim przyjacielem pana.
— A pani?
Zarumieniła się i milczała.
— Nie odpowiada pani... — rzekł Wokulski. — Nie domyśla się pani nawet, jak jest mi drogie
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom2.djvu/495
Ta strona została uwierzytelniona.