tym brzegu, spostrzegł go i rozpuściwszy skrzydła z szelestem przyleciał do czółna.
I dopiero w tej chwili schwycił Wokulskiego taki niezmierny, niezgruntowany smutek, jak gdyby już miał rozstać się z życiem...
Zatopiony we własnej goryczy, Wokulski niebardzo uważał, co się dokoła niego dzieje; mimo to nad wieczorem spostrzegł, że towarzystwo zasławskie po powrocie z parku jest skwaszone.
Panna Felicya zamknęła się z panną Eweliną w jej pokoju, baron był rozdrażniony, a Starski ironiczny i zuchwały.
Po obiedzie wezwała Wokulskiego do siebie prezesowa. Na staruszce również było znać ślady irytacyi, którą starała się opanować.
— Myślałżeś co, panie Stanisławie, o tej cukrowni? — rzekła, wąchając swój flakonik, co było znakiem wzruszenia. — Pomyśl o tem, proszę cię i pogadaj ze mną, bo już mi zbrzydły te komeraże...
— Ma pani jakie zmartwienie? — spytał Wokulski.
Machnęła ręką.
— Eh! zmartwienie... Chciałabym tylko, ażeby, albo skojarzył się ten maryaż Eweliny z baronem, albo, żeby się zerwał... Albo niechaj sobie jadą odemnie, oni oboje, czy Starski... Wszystko jedno...
Wokulski spuścił głowę i milczał, zgadując, że umizgi Starskiego do narzeczonej barona, musiały
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom2.djvu/499
Ta strona została uwierzytelniona.