już przybrać bardziej widoczne formy. Lecz, cóż jego to obchodziło?
— Głupiutkie są te panny — zaczęła pochwili prezesowa. — Im się zdaje, że jak złapie która bogatego męża, a poza nim przystojnego kochanka, to już wypełni sobie życie... Głupiutkie... Ani wiedzą, że wnet sprzykrzy się stary mąż i pusty kochanek i że, prędzej czy później, każda zechce poznać prawdziwego człowieka. A jeżeli się taki trafi, na jej nieszczęście, co ona mu da?... Czy wdzięki, które sprzedała, czy serce zaszargane z takimi oto Starskimi?...
I pomyśleć, że prawie każda z nich musi przejść podobną szkołę, zanim pozna ludzi. Przedtem, choćby się jej trafiał najszlachetniejszy, nie oceni go. Wybierze starego bogacza, albo śmiałego hultaja, w ich towarzystwie zmarnuje życie, a dopiero kiedyś chce się odrodzić... Zwykle zapóźno i napróżno!...
— Co mnie jednak dziwi najmocniej, — prawiła — to okoliczność, że na podobnych lalkach nie poznają się mężczyźni. Dla żadnej kobiety, począwszy od Wąsowskiej, kończąc na mojej pokojówce, nie jest to sekret, że w Ewelinie nie zbudził się jeszcze ani rozum, ani serce; wszystko w niej śpi... A tymczasem baron widzi w niej bóstwo i durzy się biedak, że ona go kocha!
— Dlaczegóż go pani nie ostrzeże? — odezwał się Wokulski stłumionym głosem.
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom2.djvu/500
Ta strona została uwierzytelniona.