Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom2.djvu/504

Ta strona została uwierzytelniona.

stanę przy współce do handlu z Rosyą. To mi da za parę lat ze sto tysięcy rubli rocznie, a jej nie narazi na tytuł kupcowej galanteryj“.
Nazajutrz po pierwszem śniadaniu kazał osiodłać konia i wyjechał pod pozorem obejrzenia okolicy. Nie myśląc, skręcił na drogę, gdzie wczoraj toczył się powóz panny Izabeli i gdzie zdawało mu się, że jeszcze widać ślady kół... Potem również machinalnie, zawrócił w stronę lasu, dokąd tak niedawno jeździli na rydze. W tem miejscu śmiała się, tu rozmawiała z nim, tu spoglądała na okolicę...
Podejrzenia, gniewy, wszystko w nim wygasło.
Zamiast nich, począł wpływać mu do serca żal strugą tak cienką jak łzy, a palącą jak ogień wieczny...
Wjechawszy do lasu, zsiadł z konia i prowadził go za cugle.
Oto ścieżka, którą wówczas szli oboje, ale wydaje się jakaś inna. Ta część lasu miała być podobna do kościoła, dziś ani śladu podobieństwa. Dokoła szaro i cicho. Słychać tylko krakanie wron, które w tej chwili przelatują nad lasem, i krzyk spłoszonej wiewiórki, co wdrapując się na drzewo, szczeka jak mały piesek.
Wokulski doszedł do polanki, gdzie wówczas rozmawiali z panną Izabelą; znalazł nawet pień, na którym siedziała. Wszystko jest, jak było; tylko jej niema... Na krzakach leszczyny już