gować), da 90,000 rubli, a nawet może coś odstępnego...
Musiał spostrzedz zadowolenie na mojej twarzy, (mnie to kupno kamienicy nigdy nie przypadało do gustu), bo ścisnął mnie za rękę jeszcze mocniej, o ile taki zdechlak może coś mocno robić i, słodko uśmiechając się, (mdło mi od tej słodyczy), zaczął szeptać:
— Mogę panom oddać usługę, ważną usługę... Pani baronowa bardzo polega na mojem zdaniu i... jeżeli ja...
Tu dostał lekkiego kaszlu.
— Rozumiem — odezwałem się, zgadując, z kim mam do czynienia. — Pan Wokulski zapewne nie będzie robił trudności co do porękawicznego...
— Ależ proszę pana — zawołał, — cóż znowu! ... Tembardziej, że ze stanowczą propozycyą przyjdzie do panów adwokat baronowej. Zresztą, nie o mnie chodzi... To, co mam, zupełnie mi wystarcza... Ale znam pewną ubogą rodzinę, której, na moję rekomendacyą, panowie zechcecie coś...
— Proszę pana — przerwałem mu, — wolimy złożyć jakąś sumę wprost na pańskie ręce, o ile naturalnie interes dojdzie do skutku.
— O, że dojdzie, mogę ręczyć honorem! — zapewnił pan Maruszewicz.
Ponieważ jednak ja wcale nie dałem mu słowa, że otrzyma porękawiczne, więc chwilę pokręcił się po sklepie i opuścił go gwiżdżąc.
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom3.djvu/016
Ta strona została uwierzytelniona.