Jednego dnia, w początkach listopada, rzekł do mnie Stach:
— Podobno bywasz u tej pani Stawskiej?
Gorąco mi się zrobiło.
— Przepraszam cię — zawołałem — jak to mam rozumieć?...
— W najzwyczajniejszy sposób — odparł. — Przecież chyba nie składasz jej wizyt oknem, tylko drzwiami. Zresztą składaj sobie, jak chcesz, a przy pierwszej sposobności oświadcz tym paniom, że miałem list z Paryża...
— O Ludwiku Stawskim? — spytałem. — Znaleźli go nareszcie?
— Jeszcze nie, ale już są na tropie i spodziewają się niedługo rozstrzygnąć kwestyą jego pobytu.
— Może biedak umarł! — zawołałem, ściskając Wokulskiego. — Proszę cię Stachu — dodałem, nieco ochłonąwszy ze wzruszenia — zróbże mi łaskę, odwiedź te panie i sam zakomunikuj im wiadomość...
— A cóżto ja jestem grabarz, ażeby robić ludziom tego rodzaju przyjemności? — oburzył się Wokulski.
Gdy mu jednak zacząłem przedstawiać, jakie to zacne kobiety, jak wypytywały się: czy ich kiedy nie odwiedzi?... a gdy jeszcze napomknąłem, że wartoby rzucić okiem na kamienicę, zaczął mięknąć.
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom3.djvu/021
Ta strona została uwierzytelniona.