Usłyszawszy zaś to, doznałem jeszcze dziwniejszego uczucia; było mi żal, że pani Stawska nie dostanie Stacha za męża, a jednocześnie jakby mi kto zdjął ciężar z piersi.
Ledwie wyszliśmy na dziedziniec, patrzę, a pani baronowa wychyla się ze swego lufcika i woła: oczywiście do nas:
— Panie!... Proszę!...
Nagle — rozdzierającym głosem krzyknęła: „ach! nihiliści“... i cofnęła się w głąb pokoju.
Jednocześnie o kilka kroków od nas spadł na podwórze śledź, na którego stróż rzucił się z taką drapieżnością, że nawet mnie nie spostrzegł.
— Nie zajdziesz do pani baronowej? — zapytałem Stacha. — Ona zdaje się ma do ciebie interes.
— Niech mi da święty spokój! — odparł, machnąwszy ręką.
Na ulicy zawołał dorożkę i wróciliśmy do sklepu, nie rozmawiając ze sobą. Jestem jednak pewny, że myślał o pani Stawskiej i że gdyby nie te podłe kalafiory...
Taki byłem nieswój, taki zmartwiony, że, zamknąwszy sklep, poszedłem na piwo. Spotkałem tam radcę Węgrowicza, który wciąż psy wiesza na Wokulskiego, ale miewa bardzo szczęśliwe pomysły polityczne... i kłóciliśmy się z nim do północy. Węgrowicz ma racyą. Istotnie widać z gazet, że w Europie na coś się zanosi. Kto wie, czy po nowym roku mały Napoleonek (nazywają go
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom3.djvu/029
Ta strona została uwierzytelniona.