Po herbatce, z suchemi bułeczkami, (bo, jak mówiła służąca, masła niemożna było dziś dostać), pożegnałem zacne damy, przysięgając sobie, że gdybym był na miejscu Stacha, nie odstąpiłbym baronowej kamienicy niżej stu dwudziestu tysięcy rubli.
Tymczasem jędza ta, wyczerpawszy rozmaite protekcye i lękając się, ażeby Wokulski albo nie podniósł ceny, albo nawet nie sprzedał kamienicy komu innemu, zdecydowała się ostatecznie kupić ją, za sto tysięcy rubli!
Była podobno wściekła przez kilka dni, dostała spazmów, zbiła służącą, zwymyślała swego adwokata w biurze rejentalnem, ale podpisała akt nabycia.
Przez kilka następnych dni, po kupieniu naszej kamienicy, było cicho:
To jest o tyle cicho, że już nie słyszeliśmy nic o pani baronowej, tylko jej lokatorowie wpadali do nas z pretensyami.
Najpierwiej przybiegł szewc, ten z trzeciego piętra w tylnej oficynie, płacząc, że nowa właścicielka podwyższyła mu komorne o 30-ci rubli na rok; gdym mu zaś wciągu półgodziny wytłómaczył, że nas to nic nie obchodzi, otarł oczy, zmarszczył się i pożegnał mnie słowami:
— Pan Wokulski to widać nie ma Boga w sercu, żeby sprzedać dom takiemu, co krzywdzi ludzi!...
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom3.djvu/055
Ta strona została uwierzytelniona.