W parę godzin po babie — traf! wpada student, ten brodacz, co to z zasady nie płaci komornego.
— A jak się pan masz! — mówi... czy prawda, że ta dyablica Krzeszowska kupiła od was dom?
— Prawda — mówię ja, a w duchu jestem pewny, że ten chyba już mnie bić zechce.
— A do licha!... — mówi brodacz, strzelając z palców. — Taki był dobry gospodarz z tego Wokulskiego (P. S. Stach nie widział od nich ani grosza za lokal) i sprzedał dom... Więc Krzeszowska może nas wylać z chałupy?
— Hum! hum!... — odpowiedziałem.
— I wyleje — dodał z westchnieniem. — Już był tam u nas jakiś bursz z żądaniem, ażebyśmy się wynosili... Ale zjedzą dyabła, czy nas ruszą bez procesu, a jeżeli ruszą... Zrobimy uciechę całemu domowi! Żegnam pana.
„No — myślę — że przynajmniej ten nie ma do nas pretensyi. Zdaje się jednak, że oni naprawdę gotowi są zrobić uciechę baronowej...“
Nareszcie na następny dzień wpada Wirski.
— Wiesz, kolego — mówi wzburzony — wymówiła mi baba rządcostwo i każe wynosić się od nowego roku.
— Wokulski — odparłem — już pomyślał o panu: dostaniesz posadę przy współce do handlu z cesarstwem...
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom3.djvu/057
Ta strona została uwierzytelniona.