I tak słuchając jednych, uspakajając drugich, pocieszając trzecich, przetrzymałem jakoś atak główny. Zrozumiałem również, że baronowa sroży się między lokatorami jak Tamerlan i czułem instynktowy niepokój o śliczną i cnotliwą panią Helenę.
W drugiej połowie grudnia, patrzę — otwierają się drzwi i wchodzi pani Stawska. Śliczna jak nigdy (ona jest zawsze śliczna i wtedy kiedy jest wesoła i kiedy ma minę zakłopotaną). Patrzy na mnie swemi czarującemi oczyma i mówi cichym głosem:
— Czy zechce mi pan pokazać tę lalkę?
Lalka (a nawet trzy podobne) oddawna była przygotowana, ale tak się zmieszałem, że przez parę minut nie mogłem jej znaleść. Śmieszny jest Klejn ze swojemi minami. On gotów myśleć, że ja kocham się w pani Stawskiej.
Wkońcu wydobywam pudło — są trzy duże lalki: brunetka, blondynka i szatynka. Każda ma prawdziwe włosy, każda, naciśnięta w brzuszek, przewraca oczyma i wydaje głos, który dla pani Stawskiej brzmi jak „mama,“ dla Klejna jak „tata,“ a dla mnie jak „u-hu“...
— Prześliczna! — mówi Stawska — ale naprawdę musi być bardzo droga...
— Proszę pani — odpowiadam — jestto towar, którego się pozbywamy, więc możemy go odstąpić bardzo tanio; zaraz pójdę do pryncypała...
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom3.djvu/058
Ta strona została uwierzytelniona.