spuchniętą biedaczką siedzi stróżowa, dwie służące i mleczarka z minami jak na pogrzebie.
Chłód przeleciał mi po kościach, ale wchodzę do salonu.
Prawie ten sam widok... Na środku siedzi w fotelu pani Misiewiczowa również z obwiązaną głową, a dokoła niej pan Wirski, pani Wirska, właścicielka paryskiej pralni, która znowu pokłóciła się z baronową, i jeszcze jakichś parę dam, które rozmawiają półgłosem, ale zato ucierają nosy o całą oktawę wyżej, aniżeli w codziennych okolicznościach. Nadomiar spostrzegam pod piecem panią Stawską, która siedzi na stołeczku biała jak kreda.
Słowem, atmosfera katakumbowa, twarze blade lub żółte, oczy załzawione, nosy zaczerwienione. Tylko Helunia trzyma się jakotako. Siedzi przy fortepianie ze swoją dawną laleczką i jej rękoma od czasu do czasu uderza w klawisz, mówiąc:
— Cicho Zosiu, cicho... nie graj, bo babcię głowa boli.
Proszę dodać do tego przyćmione światło lampy, która trochę filuje i... poodsłaniane rolety, a każdy pojmie, jakie mnie uczucia ogarnęły.
Ujrzawszy mnie pani Misiewiczowa, zaczęła wylewać chyba już resztki łez.
— Ach, więc przyszedłeś, szlachetny panie Rzecki?... nie wstydzisz się biednych kobiet okrytych hańbą?... O, nie całujże mnie w rękę!...
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom3.djvu/065
Ta strona została uwierzytelniona.