Nieszczęśliwa nasza rodzina... Niedawno Ludwiczek posądzony, a teraz na nas przyszła kolej... Musimy się ztąd wynieść choćby na koniec świata... Mam pod Częstochową siostrę, tam pojedziemy dokonać złamanego życia...
Szepnąłem Wirskiemu, ażeby delikatnie wyprosił ztąd gości i zbliżyłem się do pani Stawskiej.
— Wolałabym nie żyć... — rzekła mi na powitanie.
Wyznaję, że po kilkuminutowym pobycie zupełnie skołowaciałem. Byłbym przysiągł, że pani Stawska, jej matka, a nawet jej obecne tu przyjaciółki są naprawdę zhańbione i że nam wszystkim nie pozostaje nic innego, tylko śmierć. Pragnienie śmierci nie przeszkodziło mi jednak poprawić filującej lampy, która zaczęła już cały pokój zasypywać delikatną, ale bardzo czarną sadzą.
— No, moje panie — odezwał się nagle Wirski — wynośmy się ztąd, bo pan Rzecki musi pogadać z panią Stawską.
Wizytujące damy, w których współczucie nie osłabiło ciekawości, oświadczyły, że i one mogą z nami pogadać. Ale Wirski tak zamaszyście zaczął podawać im salopy, że zkłopotane biedaczki, ucałowawszy panią Stawskę, panią Misiewiczowę, Helunię i panią Wirskę, (myślałem, że wkońcu zaczną całować krzesełka) wyniosły się nareszcie i nadto zmusiły małżonków Wirskich do wyjścia razem z nimi.
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom3.djvu/066
Ta strona została uwierzytelniona.