Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom3.djvu/075

Ta strona została uwierzytelniona.

ścigającej jej rodzinę, o możliwem uwięzieniu pani Stawskiej, o tem, że się rozlutował samowar...
Krótko mówiąc, ostatni wieczór przed sprawą, kiedy właśnie najpotrzebniejsza była energia, ostatni ten wieczór upłynął nam pomiędzy dżumą i śmiercią, a hańbą i kryminałem. W głowie mi się zamięszało tak, że kiedym się znalazł na ulicy, nie wiedziałem, gdzie iść: wlewo, czy wprawo?
Na drugi dzień, (sprawa miała być o dziesiątej), już o ósmej pojechałem do moich pań i nie zastałem nikogo. Wszystkie poszły do spowiedzi. Matka, córka, wnuczka i kucharka i jednały się z Bogiem do wpół do dziesiątej, a ja nieszczęśliwy (był przecie styczeń), spacerowałem przed bramą na mrozie i myślałem:
„Ładny interes! Spóźnią się do sądu, jeżeli się już nie spóźniły, sąd wyda wyrok zaoczny i naturalnie nietylko skaże panią Stawską, ale jeszcze uzna ją za zbiegłą, rozeszle listy gończe... Tak zawsze z temi babami!...“
Nareszcie przyszły wszystkie cztery z Wirskim (czy i ten pobożny człowiek chodził dziś do spowiedzi?), i — dwoma dorożkami pojechaliśmy na sprawę: ja z panią Stawską i z Helunią, a Wirski z panią Misiewiczową i kucharką. Szkoda jeszcze, że nie wzięły ze sobą rondli, samowara i naftowej kuchenki!.. Przed sądem spotkaliśmy powóz Wokulskiego, którym przyjechał on i adwokat. Czekali nas przy schodach tak zabłoconych, jakgdyby