— Przeżegnaj się pan, panie radco — ja mówię — jaki sklep?
Poczciwy radca był już po szóstym kuflu, więc zaczyna się śmiać i mówi:
— Phy! Ja się przeżegnam, ale panu to się i przeżegnać nie pozwolą, jak z chrześciańskiego chleba przejdziesz na żydowską chałę; wszakcito, jak gadają, żydzi wasz sklep kupili...
Myślałem, że dostanę apopleksyi.
— Panie radco, — mówię — jesteś pan zbyt poważnym człowiekiem, ażebyś nie miał powiedzieć, zkąd ta wiadomość?
— Całe miasto gada — odparł radca, — a zresztą, niech obecny tu pan Szprot pana objaśni.
— Panie Szprot — mówię, kłaniając się, — nie chciałbym ubliżyć panu, tem więcej, że żądałem od pana satysfakcyi, a pan odmówiłeś mi jej, jak hultaj... Jak hultaj, panie Szprot... Oświadczam panu jednak, że albo powtarzasz, albo sam fabrykujesz plotki...
— Coto jest?... — wrzasnął Szprot, znowu, jak niegdyś, bijąc pięścią w stół, — Odmówiłem, gdyż nie jestem od dawania satysfakcyi panu, ani nikomu. Z tem wszystkiem powtarzam, że sklep wasz kupują żydzi...
— Jacy żydzi?
— Dyabeł ich wie: Szlangbaumy, Hundbaumy, czy ja ich zresztą znam!...
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom3.djvu/099
Ta strona została uwierzytelniona.