Taka mnie porwała wściekłość, żem kazał przynieść piwa, a radca Węgrowicz mówi:
— Z tymi żydami to może być kiedyś głupia awantura. Tak nas duszą, tak nas ze wszystkich miejsc wysadzają, tak nas wykupują, że trudno poradzić z nimi. Już my ich nie przeszachrujemy, to darmo, ale jak przyjdzie na gołe łby i pięści, zobaczymy kto kogo przetrzyma...
— Pan radca ma racyą! — dodał Szprot. — Tak wszystko ci żydzi zagarniają, że wkońcu trzeba im będzie siłą odbierać, dla utrzymania równowagi. Bo zobaczcie tylko panowie, co się dzieje choćby z takiemi kortami...
— No — mówię, — jeżeli nasz sklep kupią żydzi, to i ja się z wami połączę; jeszcze moja pięść coś zaważy... Ale tymczasem, na miłosierdzie boskie, nie rozpuszczajcie plotek o Wokulskim i nie drażnijcie ludzi przeciw żydom, bo już i bez tego panuje rozgoryczenie...
Wróciłem do domu z bólem głowy, wściekając się na cały świat...
Budziłem się kilka razy w ciągu nocy, a po każdem zaśnięciu śniło mi się, że żydzi naprawdę sklep nasz kupili i że ja, aby nie umrzeć z głodu, chodziłem po podwórzach z katarynką, na której był napis: ulitujcie się nad biednym, starym oficerem węgierskim!...
Dopiero zrana wpadłem na jedyną myśl prostą
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom3.djvu/100
Ta strona została uwierzytelniona.