Tylko, kochany panie Rzecki, kto z taką babą ma do czynienia, ten musi być przygotowany...
— Z jaką babą?... — Z panią Stawską?... — spytałem.
— Co za pani Stawska! — mówił doktor. — Tu chodzi o grubszą rybkę, o pannę Łęcką, w którą ten waryat wdeptał bez ratunku. Już zaczyna poznawać jakie to ziółko, cierpi, gryzie się, ale oderwać się od niej nie może. Najgorsza rzecz, spóźnione amory, osobliwie, kiedy trafią na takiego dyabła, jak Wokulski.
— Cóż się znowu stało? — Przecie wczoraj był w ratuszu na balu?
— Właśnie, był dlatego, że ona była, a i ja tam byłem dlatego, że oni oboje byli. Ciekawa historya! — mruknął doktor.
— Czy nie mógłbyś pan mówić jaśniej? — spytałem niecierpliwie.
— Dlaczegóżby nie, tembardziej, że wszyscy widzą to samo — mówił doktor. — Wokulski szaleje za panną, ona go bardzo mądrze kokietuje, a wielbiciele... czekają.
Awantura! — ciągnął Szuman, precz chodząc po pokoju i trąc sobie głowę. — Dopóki panna Izabela była bez grosza i bez konkurenta, pies do nich nie zaglądał. Ale gdy znalazł się Wokulski, bogaty, z wielką reputacyą i stosunkami, które nawet przeceniają, dokoła panny Łęckiej zgromadził się taki rój więcej lub mniej głupich, wyniszczo-
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom3.djvu/103
Ta strona została uwierzytelniona.